Pozostając nadal w kręgu ulubionych technik nie mogę nie opisać frywolitki czółenkowej. To koroneczka taka. Ale koroneczka nie tylko serwetkowa- jak nic innego nadaje się do zabawy w robienie biżuterii czy innych ozdób. Robi się toto bardzo sympatycznym narzędziem- małym, lekkim, pozbawionym wszelkich ostrych końców czółeneczkiem. Strasznie je lubię, bo nie sposób sobie nim zrobić krzywdy, a ja posiadam niejaki talent do odkrywania na sobie niebezpieczeństw czyhających pod osłoną niewinnych technik. O, wygląda to jak te na zdjęciu, które nawet w przypływie sił twórczo-zdobniczych wydekupażowałam:
Nie są może tak piękne, jak moje ulubione-drewniane, którego jeszcze nie sfotografowałam. Ale drewniane czółenko to temat na osobnego posta, więc później.
Frywolitka jest idealną techniką autobusowo-tramwajową. Nie da sie jej popsuć, z nagła zwijając w kłębek i wrzucając do torebki. Co mnie, połączone jeszcze z wybieganiem w ostatniej chwili, zdarza się dość często. Trochę chyba nawet częściej, odkąd zamiast pilnować przystanku, frywolicę. Ale jak tu się nie wkręcić, kiedy po pierwszych paru godzinach, pierwszych metrach namarnowanego kordonka (a ucząc się frywolitek marnuje się nici co nie miara), wychodzi, i to jakie ładne…mnie przynajmniej cieszy;)
Oto i parę przykładów, co się da w tej technice zrobić:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz