20:52

Sylwestrowe

Sylwestrowe

Babowe takie skojarzenie sylwestrowe….no wiadomo, kreacja;) A jak kreacja, to i biżuteria konieczna. Nieodzownie. Zapotrzebowanie takie zmusiło mnie do odświeżenia pomysłu, który kiedyś już miałam, ale wtedy zupełnie nie chwycił…a teraz podoba się, Panie zadowolone, ja też, bo i robi się toto przyjemnie i wygląda efektownie. Oto i organdynowe naszyjniki. Do prostej sukienki, jak na mnie, nawet i do golfu prostego, bardzo taki efektowny dodatek;)
A zaległości świątecznych frywolitkowych gwiazdeczek, i inny takich, (sutaszu się uczę, lada moment się pochwalę ), obiecuję, nadrobię, na dniach;)

20:50

Lalki czasu i siły

Lalki czasu i siły

Z okazji codziennego sprintu, który u mnie trwa już męcząco długo, zrobiłam dziś lale związane z siłą i czasem.
Pierwsza to dziesięcioręka gospodyni- zawsze ma wolną rękę, by zająć się jeszcze kolejnymi obowiązkami. Moje obowiązki są takie troszkę mniej gospodarskie, ale ostatnio mam wrażenie, że wcale nie jest ich mniej, niż gdybym ogarniała dom, pole, kilkanaścioro dzieci i  jeszcze nie wiadomo co. Może takie chwilowe zatrzymanie i czas poświęcony (tylko sobie) na jej zrobienie sprawią, że jej magia naprawdę podziała?
Druga lalka jest związana z kobiecą siłą. Ma ten element, który najbardziej lubię- jest dowodem na przenikanie się kultur. Z jednej strony, to lalka obrzędowa, nic bardziej “przedchrześcijańskiego” (nazwijmy to tak delikatnie), niż ona nie znam.
Z drugiej jednak strony…poza elementami babskimi, bo lalka swą siłę czerpie ze swojej urody, z superowych czerwonych bucików, marszczonej, zdobionej spódniczki (też jak czuję się zadbana to i  mocniejsza;))…ona ma i ten mocny element biblijny. No bo jest “Samsonką”! Jej siłę najbardziej odzwierciedla długaśny, nieproporcjonalnie gruby warkocz. 
I tu już bardziej techniczne spostrzeżenie- pakuły hydrauliczne wspaniale imitują słowiański, blond warkocz, a i pracuje się z nimi dobrze- fajnie zachowują nadany kształt.
Te dwie lale będziemy robić na warsztatach w cyklu zimowym z Fundacją Rzemiosła Flafi. Bo zima to jakaś taka pora, że wielu osobom potrzeba dodatkowych sił ;)

20:48

Korniszonki

Korniszonki

Takie korniszonki do dekoracji, maluśkie. “Ogóreczki koktajlowe” głosił napis na słoiczku, który będzie bohaterem tego posta. Ogóreczki były niczego sobie, ale to nic w porównaniu z formą słoiczka, na którym wyżywałam się, testując możliwości decoupage na szkle. Bo kształt słoiczka mnie inspirował. Eksperyment się powiódł, decoupage wyszło, powiodło się również testowanie past do postarzania, aczkolwiek nad tym, na ile panuję nad tą pastą (kolor-miedź, Pentart) muszę jeszcze popracować. Ale, jak na korniszonkowe szkiełko, efekt jest niczego sobie. I zegar na pokrywce uwielbiam. I pseudozacieki woskowe, mój pomysł postarzalniczy, też całkiem lubię.

20:46

Koroneczki

Koroneczki

Jako, że w szkole jestem, zebrało mi się na wątek edukacyjno- technikowy.  O koronkach. Bo obserwuję, że bardzo wiele osób dookoła mnie jest święcie przekonanych, że koronki to się tylko na szydełku robi.  Nawet mnie z tego powodu tknęło, i odkopałam fotki serwetek, które do mojej szkoły rzemieślniczej robiłam na zaliczenie, bo serwetek tak sama z siebie to nie robię…
Otóż, jak wynika z mojego przydługiego wstępu, koronkowa historia jest ciekawsza. Jest oczywiście koronka szydełkowa. Najbardziej popularna, na mój gust niekoniecznie najprostsza, ale za taką uważana. Wygląda to tak:
Ale, żeby było zabawnie, koronkę można robić prościej. Igłą. Koronka teneryfowa, zwana też nanduti albo sol lace, jest robina tylko igłą, na kartonikowym schemacie. Taki prosty pomysł, przywieziony przez Hiszpanów z Nowego Świata. Może nie cenny jak złoto, ale za to z jakim potencjałem!
No i jest ta trzecia moja koronkowa technika. Frywolitka ulubiona. Czółenkiem się toto robi, takim narzędziem, które na zdjęciu leży koło próbki ściegu. Technika przecudowna tramwajowo- autobusowa, świetna do biżuterii i innych tworów mniej lub bardziej użytkowych. Osławiona jako strasznie trudna, w istocie wymagająca trochę więcej czasu na naukę, na początku, ale nie tragicznie trudna. Ukochana.
A tak zupełnie z innej beczki, to na pudełku od tego czółenka odkryłam jego chorwacką nazwę, która mnie niepomiernie rozczuliła. Po chorwacku czółenko to brodić-stateczek;)
Jest i czwarta technika koronkowa, którą się, na użytek szkolny bawiłam. Makrama szydełkowa lub koronka renesansowa, jak kto woli zwać. Taka w połowie drogi-trochę igłą, trochę szydełkiem. Też ładna. Jak mnie natchnie, to zrobię i pokażę.

20:40

Ryby, dla odmiany

Ryby, dla odmiany

A ja nadal w podwodnym świecie. Zabawkowo, szydełkowo;)

20:39

Recykling Art

Recykling Art

Ekologicznie być musi. To chyba dyskusji nie ulega. Ale recykling jakoś tak nieestetycznie mi się kojarzył. Trochę mi się odmieniało za sprawą koleżanek z  Fundacji, ale nadal jakoś temat mi nie leżał. Aż sobie wymyśliłam, że potrzebuję kulek. Na ośmiornice, niedużych, najlepiej plastikowych, byle nie styropian, to dla dzieci miałoby być. I jedyna kulka, jaka mi pasowała, była w dezodorancie. Tak i ośmiornice, co miały być tylko ośmiornicami, stały się ośmiornicami ekologicznymi. Albo glistami morskimi, jak to dzieci określiły.



20:37

Motylem byłam!

Motylem byłam!

….ale to było dawno niepomiernie. I teraz mi się tęsknoty za tym pięknym czasem na wytworach odbijają. Miała być kolekcja frywolitkowa jakaś taka okołoświąteczna, a wyszły motylki i kwiatuszki. Tęsknoty sie odezwały. Wychodzi na to, że jak już mam projektować, to muszę zadbać o dyscyplinę fantazji;).
Grzecznie teraz się zabiorę za śnieżynki frywolitkowe z mojego najnowszego znaleziska pt. “Festive Snowflakes and Ornaments for Needle  and Shuttle Tatters”. A tam, jako kolejna ujma na honorze, znów odzywa się zmora frywolitki igłowej… do nauki której, jakoś nie mam serca.
No, ale, oto i  dyscyplinująca się dopiero pod koniec ze swej kwiatowo-motylkowości, próbka kolekcji zimowej;)





20:36

Rybole

Rybole

Kompletnie mnie pokręciło z tymi morskimi stworami. Rybek szydełkowych dysponuję już całą ławicą. Tylko mi się płynność fotografowania zacięła- wychodzę z domu przeważnie 15minut już spóźniona, wracam jak już jest ciemno…to i fotek nie ma.
Jedno, co zdążyłam już sfotografować, to rybki-broszki. Filcowane na sucho, z foremek do fimo. Foremki do fimo to takie same foremki jak do pierników, tylko że do fimo. Tzn do masy takiej modelinopodobnej. A filcowanie jak zwykle- igły, wełna, gąbka i wszystkie nerwy wywalamy dziabiąc wełnę;)  Niech nam żyje podwodny świat!


20:35

Lalkowe aniołki

Lalkowe aniołki

Tak jak obiecywałam, publikuję zdjęcia aniołków, zrobionych na bazie białoruskiej lalki- Żedanicy. Żedanice w organdynowej, (a organdyna mi się kojarzy właśnie ze świąteczną dekoracją) sukieneczce, z równie leciutkimi skrzydełkami wyglądają przefajnie. Pomysł Dariowy, warsztaty przeprowadziła również ona, w Tarnowie.
Inspiracja ludowa na całego;). Znów tradycja transponuje się do naszych czasów, ale wzbogacona o aktualne potrzeby, skojarzenia.

    20:33

    Zamotki, zamotanki

    Zamotki, zamotanki

    Uległam i ja. Modzie na robienie dzianinowych “zamotek” na szyję. Technologia robienia czegoś, co się drze z dzianinowego t-shirta, a potem nazywa się to biżuterią nieco mnie odrzucała.  Ale widzę tę technikę we wspaniałym, nowym zastosowaniu- arteterapii rozstaniowo-warsztatowej. Bierze się pozostawione niebacznie t-shirty byłego, tnie w cienkie paseczki, szarpie, męczy, a na   koniec robi z tego modne akcesoria….idealne na odreagowanie;)…  Mój mężczyzna jest mężczyzną bez zarzutu, raczej się nie zanosi, żebym miała jakieś t-shirty do pomaltretowania, więc musiałam się wyposażyć w lumpeksowy. A efekty maltretacji koszulki wyglądają tak oto:

    A dodatkową zaletą takiej zabawy jest to, że taki naszyjnik wychodzi z ok 1/3 koszulki rozmiar M, więc można się jedną koszulką wyposażyć w cały zestaw ozdób na różne okazje.

    20:32

    Nastroje się udzielają

    Nastroje się udzielają

    Połaziłam sobie po rynku, gdzie pełną parą instaluje się Jarmark Bożonarodzeniowy. I mnie natchnęło, musiałam ten budujący się klimat oczekiwania odreagować. Bombeczkami, filcowanymi na sucho na styropianowej formie.

    20:29

    Klocki, klocki

    Klocki, klocki

    Podjęłam parę dni temu próbę zrozumienia, o co chodzi z koronką klockową. Nieudaną. Zasiadłam obok Weroniki (której serdecznie dziękuję za ten pokaz), z aparatem, żeby w razie czego móc wrócić do poprzedniego kroku, bez zmuszania Weronki do prucia robótki. No i nie minęło 5 minut, a w głowie mi się zakręciło od tych fruwających klocuszków. I tyle było mojej nauki. Ale powstały fotoreportaż pozwala mi opowiedzieć, jak takie robienie klockowej koronki wygląda, bez, niestety, splotów, które uwiecznić dałoby się chyba tylko na filmie, a sprzętem do filmów nie dysponuję.
    Więc, według zdjęć, po kolei:
    Najpierw szykuje się klocki. Nawija się nici parami, każdy koniec  nitki na inny klocek. Do zrobienia demonstracyjnego dzwoneczka Weronika przygotowała 6 par klocków. A te klocki to osobna historia. Te na zdjęciach są wykonane przez znajomego tokarza, ale klocki do koronki potrafią być bardzo fantazyjne, rzeźbione i w ogóle, małe dzieła sztuki.


    Dalej, przygotowuje się wałek, na którym przypina się wzór. Wbija się pierwsze szpileczki i zawiesza na nich pary klocków.


    A potem zaczyna się właśnie ten kosmos w fruwającymi klockami, którego nie załapałam. Ogólnie, to jest jedna, prowadząca para klocków, którymi dokonuje się różnorakich operacji z innymi parami. I co chwile, według wzoru, mocuje się to szpileczkami. Na szpileczkach powstają pikotki, takie jak we frywolitce. I łączy się elementy koronki tak samo, na pikotkach, jak frywolitkowe. Na dalszych zdjęciach widać, jak wygląda efekt tych operacji i trochę z procesu pracy.






    I tak to wygląda. W sumie, jak tak się zabrałam za opisywanie, to nie brzmi to, jak jakaś masakrycznie trudna technika. Słowny opis pracy przy frywolitkach wygląda chyba dużo bardziej przerażająco. Ale można mi chyba wierzyć, byłam tam, widziałam…i wielki swój szacunek dla klockowych koronczarek tymi słowy wyrażam.
    Jeszcze raz dzięki da Weroniki, która tego pokazu dokonała, i dla Kamili, która udostępniła mi swój aparat fotograficzny do dokumentacji Weronikowych dokonań.

    20:27

    Filc- ozdoby bardziej zimowe

    Filc- ozdoby bardziej zimowe

    W związku z podróżą do szkoły, do dalekiej Woli Sękowej,  nasuwa mi się temat taki bardziej zimowy. Kiedy czekałam na autobus w Sanoku, padał śnieg. Niby nic to niesłychanego w listopadzie, ale ja jeszcze troszkę żyłam końcówką lata. 
    No, ale wróciwszy do realnego świata, dziś pokażę trochę ozdób zimowych. Filcowych, znaczy się. Do tej techniki mam taki trochę ambiwalentny stosunek. Z jednej strony, nic tak zimą nie cieszy jak popapranie się z wełną w gorących mydlinach. Ze szczególnym akcentem na gorące. Ale z drugiej…jednak muszę mieć dobry powód, żeby się za to zabrać.  Tak jakoś nie do końca pewna jestem, czy ja to lubię. Jedno co lubię na pewno, to filcowanie stadne- ta technika, jak mało która, nadaje się na babskie spotkania. Nie absorbuje jakoś mocno umysłu w trakcie pracy, to i pogadać można, pośmiać się. 
    Więc, miesiąc temu, na poprzednim zjeździe, zebrałam właśnie babską ekipę do pofilcowania na mokro. Mydliny się lały, stół jeździł we wszystkie strony od silnego tarcia, kwiaty- brochy powstały seryjnie. Oto i mała próbka, cośmy tam nakombinowały:



    I szybkie “coś do rozjaśnienia czarnej torebki” uszyte z arkuszy gotowego filcu i podfilcowane jeszcze troszkę na sucho. Pierwsza próba z filcem w arkuszach. Możliwe, że nie ostatnia, choć ta forma nie wyszła spektakularnie na mój gust.


    20:26

    Lalki zrewitalizowane


    Dostałam właśnie informację, że koleżanka na warsztatach zaproponowała zrobienie aniołków wzorowanych na Żedanicach…postanowiła dorobić babuleńkom skrzydełka i tak je uświątecznić.  To się nazywa pozytywna inspiracja ludowa! Doczekać się nie mogę zdjęć, co z tego wyszło!
    Fotki będą, jak tylko dostanę;)

    20:25

    Biżuteria frywolitkowa

    Biżuteria frywolitkowa

    Trochę już byłam zmęczona mdłymi kolorami kordonków, które mam w swojej kolekcji.
    Wszystkimi kończynami podpiszę się pod wnioskiem, że stającą na granicy bankructwa (bo klientela maleje w zastraszającym tempie) Ariadnę, ostatniego polskiego producenta nici trzeba ratować. Tzn starać się wybierać ich produkty. W przypadku mulin (nici do haftu), kordonków do robót szydełkowych, czy kordonka do frywolitek, to taki wybór nie boli. Bo i dobre to całkiem, i cenę ma całkiem do przełknięcia. Do nauki frywolitek nic się tak nie nadaje, jak ich Ada 5.  Nie wyobrażam sobie uczyć kogokolwiek frywolitki na czymś innym.
    Ale po paru miesiącach od odkrycia tego cuda tą kolorystyką mi się już…odbija? Lubię raczej ciemne, nasycone kolory. A Ariadna Ady oferuje białe, czarne, złote i w paru odcieniach beżu. Toto się na serwetki pod wazonik nadaje, ale na cokolwiek innego…już nie bardzo. A serwetkę frywolitkową wykonałam kiedykolwiek słownie jedną i więcej się nie splamię.
    Po rozeznawałam się więc trochę po pasmanteriach i zdobyłam cudo. Aidę, produkowaną przez Anchor. W kolorze chabra, tylko takim troszkę nasyconym bardziej. To pierwszy powód cudowności. Drugi, że jest na tyle cienka, że nadaje się do igły do frywolitek, z którą od jakiegoś czasu próbuję się zaprzyjaźnić, a wszystkie moje Ady były za grube. Więc usuwa mi to ciążący na duszy pretekst, że niby nici nie mam. A trzeci, że tych ładnych kolorków jest więcej, więc jak się już nacieszę chabrem, to pójdę po następny.
    A więc, po długich żalach, TADAAAAM, kolczyki z chabrowej Aidy. Czółenkiem oczywiście wykonane- teraz to sobie mówię, że czasu nie mam ;)

    No i z tworów Adowych: spineczki w kwiatuszki, bo tych przemysłowych nie trawię.


    i nowy temat, który eksploruję- biżuteria ślubna. Narazie naszyjnik z bransoletą, której jeszcze nie obfotografowałam, ale jest w ten sam wzór;)



    Jak tylko zdobędę jakieś lepśejsze zdjęcia, a mam obiecane takie na prawdziwej modelce, takiej z krwi i kości, nie kartonu, to doedytuję;)
    Copyright © 2016 2 prawe ręce i co z nimi dalej , Blogger