11:22

Psiarko-dziewiarka, kolejna odsłona: zabawki

Psiarko-dziewiarka, kolejna odsłona: zabawki
Obwoławszy się psiarko-dziewiarką, czuję się zobowiązana do opisywania eksperymentów na tym polu. Ostatnio posiadanie psiego nastolatka zmusiło mnie do pewnych eksperymentów z własnej roboty zabawkami. Szarpaki to po prostu miękkie sznury do zabawy- szarpiemy się, przeciągamy, wydurniamy z ich pomocą. Tego typu zabawy pomagają w nawiązaniu fajnego kontaktu z psem, wyładowują nadmiar energii. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym kupiła gotowce ;)


1. Finger knitting
Zaczynając eksplorowanie tematu szarpaków wykopałam z przepastnych pudeł resztkę Bobbina  i nie chcąc jeszcze go ciąć, wplotłam szybki szarpak na palcach.

Moje szarpaki dorobiły się frędzli na końcu dla podniesienia atrakcyjności.




Kierownik produkcji testował już w trakcie wykonywania ;)

Rezultat tak się prezentuje w użyciu:


Efekt jest chyba najlepszy przy moim typie psa. Notes waży w tej chwili prawie 25 kilogramów, jest więc nie tylko duży, ale i proporcjonalnie silny- szarpak z resztki bobbina po ponad dwóch miesiącach zabaw i kilku praniach  nie zmienił wyglądu. Dodatkowo jest bardzo sprężysty, co przy silnych szarpnięciach robi ramionom ogromną różnicę. Plus wyplatamy taką długość jak nam pasuje- przy niskim psie i wysokich właścicielach (jak u nas) to również przekłada się na wygodę użytkowania. Wydaje mi się, że takich jak nasze, ok 1,2m szarpaków z jednej szpuli bobbina powinno wyjść ok 6 sztuk, więc zabawa jest bardzo tania.

Minusy szarpaka wykonanego z t-wool są bardzo niewielkie. Ok, nie jest piękny- używamy tylko jednego pasma, więc jest jednokolorowy. Dość mocno się brudzi- przy zaślinionym bassecie odczuwa się to dość mocno, że mokra bawełna łapie natychmiast wszystko. Dość długo schnie po wypraniu, więc bardzo chwalę sobie, że użyta resztka była w kolorze na którym dość dużo "przejdzie" zanim będę miała problem z wzięciem go do ręki.

2. Makrama

Nienasycona bobbinowymi eksperymentami dość szybko pomaszerowałam do sklepu z tkaninami po kolorowe polary. Zachwycona wyborem kolorów poszalałam.



Mój osobisty stalker i tu nie pozostał obojętny- chyba mu się udziela moje podekscytowanie tematem.

Pokopałam chwilę w książkach Jadwigi Turskiej o makramie - nie znam lepszych opracowań niż te stare już pozycje. Z tego co wiem, są do zdobycia w większości bibliotek. Skutkiem kwerendy doszłam do wniosku, że różnorodne sznury wykorzystywane przy wyrobie bransoletek Shamballa to może być to.
Rezultaty wyszły pięknie:


Makramowe szarpaki mają wszystko, czego brakuje tym wykonanym techniką finger knitting. Są kolorowe, mają różne faktury, w zależności od tego, w jak szerokie pasy potnę polar, wychodzą różne grubości. Bez większego trudu wplata się w nie zabawki (niestety, szarpak z zabawkami zjedzono zanim się doczekał zdjęć).

Mają jednak szereg wad, które zdyskwalifikowały je u nas. Podkreślam, u nas.
Dla ciężkiego i silnego psa są prozaicznie za delikatne. Niezależnie od tego, jak mocno je ściskam przy splataniu, po paru sesjach zabaw wyglądają tak:


Nie "wracają" po mocnym naciąganiu, splot się przesuwa i wyłazi wypełnienie ze środka.  Polar jest delikatniejszy niż bawełna- po paru sytuacjach, kiedy Notes dorwał się samodzielnie do ciamkania szarpaków pożegnaliśmy się z kilkoma. Wydaje mi się, że ta pierwsza wada to po prostu niedopasowanie towaru do klienta- przy lżejszym psie mogłyby się nie niszczyć tak szybko.
Dodatkową wadą jest długość- bela tkaniny ma standardowo 1,5 m szerokości. Jeśli chcemy kupić kilka kolorów tak, żeby raczej nie zostało nic co "się przyda", kupujemy np. paski po 20 cm. Czyli mamy prostokąt 150 x 20 cm. Jak go nie pociąć i nie posplatać wychodzi do 80 cm z frędzlami. Dla nas, szczególnie do 2 metrowego Księcia, to za mało.
Ale zdecydowanie dużo więcej jest zabawy z wyplataniem makram  ;)
Copyright © 2016 2 prawe ręce i co z nimi dalej , Blogger