21:56

Torby

Torby

W związku z tym, że na dzisiejszy wieczór jest bezapelacyjnie zaplanowane ukończenie pleców w moim kubraczku dyplomowym, postanowiłam zrobić mały wstęp haftotematyczny. Wykopałam haftowane przez siebie torby ekologiczne. Kiedyś produkowałam tego sporo-haftowałam na płóciennej torbie, wszywałam flak do środka, kieszonki i wychodziła z tego taka letnia akurat torba do biegania. Wzorki oczywiście inspirowane mniej lub bardziej ludowo, albo, jak moja ulubiona, secesją. Torby na zdjęciach są już niestety nie pierwszej młodości- zawsze to była sztuka użytkowa z grubaśnym podkreśleniem aspektu “użytkowa”, to się i trochę zużyły :(  
A ono i moja ulubiona (więc również najbardziej zakatowana ciągłym użytkowaniem) torba lekko secesyjnie haftowana:




I ludowizny, takie trochę przewariowane- te róże powinny zdecydowanie być czerwone, ale torba pochodzi z mojego okresu buntu na czerwień :)




Aż, z nad tego grubo tkanego kubraka, z tęsknotą patrzę na delikatny splot tego płótna z toreb…chciało by się, niebo łatwiej haftować na drobno tkanym!


21:55

O ratowaniu sznura

O ratowaniu sznura
Dalej dłubię sznury pod salami. Z racji tego, że czasem w stresie, to takie bardzo średnio równe wychodzą…no czasem nitki widać ciut za bardzo. Właśnie o raz kolejny fuzja różnych technik pomogła mi taki nierówny sznur uratować. Sfilcowałam gada. Tzn, zalałam najpierw wrzątkiem w kubeczku, potem zimną wodą, pięknie się nitka bawełniana zbiegła, nic już nie widać. Niestety nie wpadłam na to, żeby zrobić fotke przed. Fotka po będzie, jak to wszystko poskładam. Ale patent jest, wychodzi, warte przekazania dalej ;)

21:54

Oszczędzanie czasu

Oszczędzanie czasu

Pomyślałby kto, zaliczenia, sesja i te inne, czasu nie będzie na żadne kreatywne zabawy. A guzik prawda. Oto dwa naszyjniki i bransoletka zrobione tylko i wyłącznie pod salami, czekając na konsultacje, na wpisy, na kolejne zajęcia, które potrwają 10 minut, bo wpisy. Normalnie aż jestem z siebie dumna, że tego czasu nie straciłam. 
I to ostatnie zdjęcie, będzie fajnie, jakby było przyczynkiem do dyskusji. Cały świat koralikowo- sznurowy żyje w ciągłym poszukiwaniu idealnie równych koralików na idealnie równe sznury. Bo takie najładniejsze. Te tutaj sznury są z premedytacją robione z bardzo nierównych koralików. Fajna wyszła faktura, prawda? Mi się podoba. Racja, jak są takie tylko trochę nierówne, wygląda to średnio, ale jak się z tą nierównością poszaleje… Wychodzi, o dziwo, że najfajniej wychodzą skrajności- idealnie równe, albo idealnie nierówne ;)

21:53

Decha na finiszu!

Decha na finiszu!

Jeszcze cieplutkie, godzinę temu cyknięte, 5min po odłożeniu dłuta robione, fotki wydłubanej dechy!
Jeszcze tylko malowanie, ale to na czerwcowym zjeździe…
Uh, intensywny był to zjazd;)

21:50

Krosno tabliczkowe

Krosno tabliczkowe

Taka nowa zabawa. Tabliczki. Krosno tabliczkowe, używane do tkania już w Egipcie starożytnym. Tzn, tak twierdzą archeolodzy, którzy wykopali gdzieś w tamtej okolicy gliniane tabliczki i wydatowali na IV wiek p. n. e.. Dzisiaj krajek używa się np. jako pasków w strojach ukraińskich. I nie tylko, tak na co dzień, do dżinsów też taki paseczek mógłby pasować. Tylko trzeba mieć dżinsy…to ja chyba włosy nim z nad czoła odgarnę ;)  
Ktoś ma jeszcze jakiś fajny pomysł na zastosowanie dość grubej, tkanej we wzory, taśmy?
Ale, od początku. Najpierw w ramach form użytkowych w drewnie (tego przedmiotu od łyżki) kazali nam dłubać tabliczki. 10 sztuk…tabliczki wyglądają tak:
Tabliczka musi być gładka. To akurat konieczne. No i musi mieć dziury. Też gładkie, w środku nawet. No i muszą być ponumerowane, bo tak wygodniej. 
Potem sobie projektujemy wzór. W tabelce. Kolorkami. Wyznaczając kolor wełny dla każdego otworu w tabliczce. No i tniemy wełnę, nawlekamy tabliczki, szykujemy sobie obciążenie. Kamyczek. Wieszamy, montujemy osnowę z jeszcze jednej wełenki (to już 41 pasm będzie, a można i więcej tabliczek stosować, każda to 4 o pasma więcej) i lecimy…to ja może obrazki, pokażą lepiej.




Na tym ostatnim zdjęciu dobrze widać całą tę śmiechową konstrukcję.
A efekty machania tabliczkami wyglądają tak:

Wzorek na takim tabliczkowym krośnie osiąga się przez kręcenie do siebie lub od siebie tabliczkami. One układają nitki w “przesmyk tkacki”, jak się to fachowo nazywa, my przekładamy osnowę, kręcimy znów….i tak dalej.Oczywiście gama możliwych wzorów jest dużo bogatsza, nie tylko takie debiutanckie rombiki. Przefajna zabawa. Świetny patent na warsztaty z dziećmi. Tylko kamyczki musiałyby być jakieś takie bardziej eleganckie, te nasze lubiły się wysmykiwać i strach był, że komuś na stopę spadnie…
Po dyplomie, po dyplomie…pobawię się tym trochę więcej ;)

21:48

Łycha

Łycha

No, to jako pocieszenie, skoro zdjęcia cudów z majówki jakoś się nie chcą same zrobić…łycha. Ciepła jeszcze, skończona pół godziny temu. Forma użytkowa w drewnie/inspiracja ludowa.
Lipowy klocek w nowym wcieleniu. 
 
Fotki marne, ale z pożyczonego aparatu. Czekam na ten moment, aż się na tyle utechnicznię, że będę bez problemu byle którym nieznanym mi aparatem znośne fotki robić. Chyba niedoczekanie…

21:46

Jarmark i te inne

Jarmark i te inne

No i oczywiście nie zebrałam się do robienia zdjęć. I pojechałam do szkoły, więc przez najbliższy tydzień nadal nie zrobię. Ale mam parę miłych obrazków. Primo, to dostałam od Ram Pam Pamek zdjęcia z warsztatów decoupage na tkaninie. Grupa była co prawda dwuosobowa, ale prace…bardzo byłam zadowolona w efektów. To i się pochwalę, co też Magda i Helena wyprodukowały pod moim okiem.
A drugie, co mam, to fotki z Jarmarku Żydowskiego. Przefajną jedną fotkę Agata zrobiła i aż mi się zachciało ją tu mieć. Pozują Pracowniane Wizytówki, Mysza i Gosiowe Grzyby.

21:45

Cuda, cuda!

Cuda, cuda!

Po majówkowym wyjeździe do Serbii mam całą masę cudów do pokazania. Nie swojej roboty, niestety, ale cuda.
Rękawiczki szydełkowe. Cieniusieńkie. Śliczne. Majstersztyk o tyle, że chyba są robione z jednego kawałka nici. Bez odcinania. A są z palcami. Niepojęta sztuka, chylę czoła przed babcią z pod Kalemegdanu, która je wykonała i sprzedała mi z krawężnikowego straganu. Na razie tylko fotka fragmentu tego straganiku, moja karta krąży po uczestnikach wycieczki i zbiera zdjęcia, więc nijak mi zrobić lepsze fotki. No i czasu na manicure przed taką sesją nie ma.
No i pierścionki drutowo- koralikowe. Miałam taki już kiedyś zakupiony a Belgradzie, spektakularnie wielki, pomysłowy. Teraz jak się dorwałam do stoiska z podobnymi (w Nowym Sadzie tym razem) to nabyłam z rozpędu trzy sztuki. O tyle ciekawe, że ani ten pierwszy, ani, chyba, bo dopiero dziś to skonsultuję pozostałe, nie podchodzi pod żadną technikę drutową. Pracowniany specjalista od drutu, Agata, na widok tego pierwszego rozłożyła ręce, bo ani to wire wraping, ani żadne chainmaille, ani nic innego. Taka sobie dzika kreatywność. Wychodzi na to, że jeszcze nie wszystko było, śmietnik kultury jeszcze nie  wszystkie “drutowe” techniki pożarł.
Naprawdę, jak tylko będę miała możliwość zrobienia fotek, pojawią się. Teraz to tylko się tak pochwalić musiałam.
Copyright © 2016 2 prawe ręce i co z nimi dalej , Blogger