Miałam w sobotę taki szatański pomysł. Bo, tak się składa, że posiadam siostrę, która, mimo, że manualnie sprawna nie mniej ode mnie, opiera się wszelkim próbom zachęcenia do craftowych zabaw. Chciałam ją więc troszkę sprowokować. Młoda ma ciężkiego hopla na punkcie Korei i wszystkiego co z nią związane. Idealnie się zbiegło w czasie moje z siostrą spotkanie i zbiorowe szaleństwo grupy koralikowej na Facebook'u. Koralikowe laski pokochały kokardki, na które znalazły koreański tutorial. Tak, koreański. Na dodatek, kokardki są w takim właśnie stylu, jaki młodociana preferuje. Musiałam więc mieć taką kokardkę na spotkanie z młodą, prawda?
Niestety, młodsza ma jeszcze jedną cechę- bystra jest. Machinację kokardkową rozgryzła w lot. Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak to nosić...
A wracając do powagi, okazuje się, że haft koralikowy nie jest taki straszny. Pierścionek dał się zrobić za pierwszym podejściem, nawet bez bólu i bluzgów ;)