Muszę się powoli oswajać z myślą, że we wrześniu trzeba będzie haftować. Troszkę mi się na etapie wykańczania pracy dyplomowej haft przejadł... Raczej w najbliższym czasie nie będę haftowała nic tak upierdliwego, ja tamten ogromny haft na wyjątkowo niewygodnym materiale.
No, ale, we wrześniu podchodzę do egzaminu czeladniczego w zawodach snycerz i hafciarka. Hafciarka to mój ulubiony- bo nie ma "hafciarz". Mimo, że słowniki języka polskiego znają takie słowo, Izba Rzemieślnicza nie zna. Więc po całych szeregach pań adwokat, pań doktor, nadchodzi...Pan Hafciarka!
Ale ad rem...zabrałam się za haft, żeby nie wyjść z wprawy przed tym egzaminem. Na pierwszy ogień poszły krzyżyki. Igielnik biscornu, według wzoru z tego albumu.
Z uwag wykonawcy...zrobiłam sobie sama na tym projekcie poziom "hard". Zszywanie tego twora, kiedy były tu dwa bardzo różne w fakturze materiały, było gehenną. Tak sobie wymyśliłam, że ma być z tyłu miękka flanelka, nie kanwa...i to był zły pomysł. Układanie materiału było dużo cięższe, niż by było w przypadku kanwy. Drugie, to znów moje kombinatorstwo- z braku waty w domu wypchałam igielnik pakułami. Bo były i zalegały. Resztka waty po wypchaniu też by zalegała, a miejsca, jak zwykle na wszelkie przydasie, brak. Igielnik byłby dużo przyjemniejszy w dotyku, gdybym użyła waty. I pewnie mniej bym się motała w długimi "włosami" wyłażącymi przy zszywaniu.
Mam do oddania trochę wzorów do wyszywania, głównie richelieu, kopiowane dawno temu na kalkę techniczną. Jak nie będzie chętnych to wyrzucę bo ja ich nie wykorzystam. Info na zizi_sk@wp.pl
OdpowiedzUsuń