Ostatnio nasze pracowniane warsztaty robią się nad wyraz rodzinne. Radośnie, towarzysko przychodzimy sobie nawzajem na zajęcia. Takim właśnie sposobem wylądowałam na Agaty zajęciach z wire wrappingu. I na tych zajęciach zrobiłam sobie ślimaczka. Ślimaczek, jak już wiadomo, ma dwa końce, a to co w skorupie nie liczy się jako koniec ślimaka. Tak. Bo to ważne, żeby wiedzieć, co jest co ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz