14:23

O narzędziach

Każde swoje frywolitkowe warsztaty zaczynam tą opowieścią. O właściwym doborze narzędzi do robótki. O kordonkach opowiadam również, ale tego niestety nie umieszczę w tym poście, etykiety pożarł mój twórczy bałagan, a żeby opisać  merytorycznie, musiałabym jednak je mieć...
Tak więc, oto opowieść o czółenkach, na przykładzie tych, które osobiście przetestowałam.
Czółenko pierwsze, "debiutanckie". Takie czółenka rozdaję na warsztatach, są bowiem prostą bazą, która może nie grzeszy urodą, ale ma wszystkie cechy, które są istotne na początku. Są gładkie, dość duże (można je dobrze złapać), mieszczą stosunkowo sporo nici. Nie mają wystających elementów typu szydełka, szpikulce itd. Ja widzę tylko jedna ich wadę są bardzo płaskie, co utrudnia pracę, gdy nawlekam na nić większe koraliki. Nie mieszczą się wtedy na czółenku, wystając i zaczepiając o robótkę, co mocno przeszkadza i spowalnia pracę. Ale to problem, który pojawia się tylko kiedy pracuję z dużymi koralikami, więc dla początkujących, nie używających jeszcze koralików, problem nie istnieje. Są dostępne w pięciu kolorach, w bardzo przyjemnie niskiej cenie (więc, jak się nie jest pewnym, czy tygrysy polubią tę zabawę, są bezpieczną, bo niedużą inwestycją).

Kolejne dwa, to czółenka których nie lubię. Ale dokładnie opowiem, dlaczego.
Pierwsze nie lubiane, to wyposażone w szpikulec zastępujący szydełko, czółenko marki Clover. Jak na mój gust, nadaje się tylko na "drugie" czółenko, którym pracuje się przeważnie mniej niż "pierwszym". Szpikulec wbudowany w to, całkiem niezłe poza tym, narzędzie, to wyrafinowane narzędzie tortur. Nie udało mi się tak nim pracować, żeby się nie podrapać, nie wbić sobie gdzieś tego szpikulca, czy jeszcze w jakiś inny sposób zrobić sobie nim krzywdę. A nie wiążę frywolitek w żaden nietypowy sposób. Fakt, tak się dzieje tylko kiedy pracuję szybko. No, ale kto by ryzykował. Ale żeby nie tylko krytykować, jest jeden plus tego czółenka. (Poza tym, że ładnie trzyma nitkę, ma ładne kolory, antypoślizgowy element, żeby nie uciekało z rąk.) Otóż, kiedy już na lotnisku zabiorą nam szydełko, czółenko z szydełkiem, strach się bać, co jeszcze, to to czółenko pozwolą nam zabrać na pokład samolotu. A, jak wiadomo, bez szydełka albo czegoś podobnego, frywolitek wiązać się nie da. Nie do końca rozumiem kryteria, dla mnie ono jest dużo bardziej niebezpieczne, niż samo szydełko, ale tak już jest.

Kolejne czółenko "be", to czółenko z szpuleczką i szydełkiem marki Pony. Absolutnie nie do użycia jako "pierwsze:, główne czółenko robótki. Dlaczego nie pasuje mi szydełko wmontowane na stałe, to już chyba wiadomo- zahacza o wszystko w czasie pracy. Utrudnia. Dużo wygodniej pracuje się z szydełkiem obok, a nie na czółenku. Albo z tym czółenkiem jako  drugim. Natomiast rozwiązanie ze szpulką jest fajne. Jak się ma zapas szpuleczek, to można sobie jakieś resztki nici zostawiać do późniejszego wykorzystania, nie dyskwalifikując z zabawy całego czółenka. No i nie "strzela" przy przeskakiwaniu nitek pomiędzy ściankami, bo one nie przeskakują. I wszystko fajnie, ale te czółenka są potwornie awaryjne. Szpuleczka się luzuje i nić się rozwija we wprost obłędny, niekontrolowany sposób. Moje po tym fakcie jakiś czas trzymałam jeszcze jako eksponat warsztatowy, ale niedawno zgubiłam dokumentnie. W sumie, to one nie są jakoś koszmarnie drogie, więc, zaznaczając, że są krótkoterminowe (parę miesięcy średnio intensywnego użytkowania), chyba nie odradzam. Moje zaginęło, więc pożyczam sobie fotkę od sklepu http://www.e-supelek.com.pl i pokazuję o czym mowa:

Czwarte czółenko (jej, ale ze mnie chomik, dopiero podchodzimy pod połowę mojej kolekcji), również jest produkowane przez Pony. Jest ładniutkie, malusie, bardzo ładnie trzyma się w dłoni dzięki opływowemu kształtowi. Tylko właśnie malusie, mało nici wchodzi i koraliki, nawet Toho 11, robią bardzo dużo trudności. Więc fajne, tylko do małych form, bez koralików na czółenku.

I kolejne, nie pamiętam producenta, ale dość dobrze znane i dostępne, popularne czółenko "bursztynowe". Bardzo dobre, bardzo pojemne, dość duże. Tylko jedną "społeczną" wadę ma. Głośno "strzela" przy nawijaniu i rozwijaniu nici, co postronnych doprowadza do białej gorączki. Parokrotnie zostałam wręcz przegoniona z pokoju, bo "to jest gorsze nawet od strzelania długopisem". Ale jak się pracuje w samotności, albo w towarzystwie bardzo spokojnych ludzi, to jest fantastyczne.

No i na koniec...czółenka idealne. Ja wiem, że jestem zboczeńcem i drewno wielbię aż za bardzo, ale nie doszukałam się w tych czółenkach żadnej wady. A i piękne się nieprzyzwoicie. No, dobra, cenę mają taką, że trzeba bardzo chcieć i lubić tę całą frywolitkę. Są wyrabiane ręcznie, przez starszego pana z Leszna, z różnych gatunków drewna. Jak widać na załączonym obrazku, to, że każde jest inne, sprawia, że chce się ich mieć dużo...


Taaak, i to by było na tyle. Jeszcze na jedno czółenko sobie ostrzę zęby, ale to później, jak zdobędę, to się będę chwalić. 
I tak na zakończenie, fajny post o porównywaniu i dopasowywaniu grubości kordonka: http://tatsaway.blogspot.com/2012/07/how-to-compare-thickness-of-two.html

2 komentarze:

  1. Bursztynowe są naj naj naj,ale dopiero po odpowiedniej przeróbce: potrzebny jest gruby oraz drobniutki papier ścierny.Składam gruby na pół,wsuwam między styki czółenka i sruuu kilka razy aż do spiłowania nadmiaru plastiku.Potem wygładzam drobniejszym i już.Da się nawinąć nitkę,nie pyka tak szaleńczo, tylko leciutko trzyma nitkę. A co do tych Clover z dziobem,też je potraktowałam grubym papierem aż do całkowitego usunięcia kolca.Jest teraz trochę wydłużone,ale zaokrąglone i krzywdy nie robi.
    To jeszcze pytanie odn.lotniska: czy kolczyki też zabierają?Bo kiedyś z braku szydełka używałam bigla od kolczyka, chyba nawet wygodniejszy niż dziób w czółenku.

    OdpowiedzUsuń
  2. O kolczykach nic nie wiem. Może nie zabierają...musiałabym się upewnić. Nie lubię podróżować w biżuterii, nie miałam okazji się przekonać.
    A co do operacji z papierem ściernym, to jak najbardziej, też w końcu bawiłam się w spiłowywanie nadmiarów. Tylko ja używałam pilniczka do paznokci- jest sztywniejszy. W poście uwzględniłam tylko czółenka w formie "fabrycznej", więc dzięki za uzupełnienie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 2 prawe ręce i co z nimi dalej , Blogger