Koszyk drugi miał być zwykłym koszyczkiem na owalnym denku. No, dobra, miał mieć takie ażurowe łuki-ucha. Strasznie ażurowych koszyczków nie lubię. W ramach buntu więc, zamiast po jednej “warstwie” bawić się w ażurki, położyłam (?, odruch, warstwy farby kładę, lakieru…dobra, wyplotłam) warstw trzy i obiecałam solennie zrobić z tego coś.
W ramach “czegoś” powstał tybetowy flaczek, który robi z koszyczka torebkę taką nawet do noszenia, oraz kółeczka na których jest osadzony pasek. Taka wariacja na temat tych modnych koszyków na ramię się zrobiła.
Jak tak patrzę teraz, to chyba jednak tę krajkę, która występuje w roli paska, wymienię na coś innego. Kawał grubej czarnej koronki by pasował. Albo czegoś w tym stylu, nie upieram się. Dwa różne motywy kwiatowe to jednak za dużo.
A tak zupełnie z innej beczki, to patent na kółeczka do paska jest do wykorzystania inaczej- wychodzą superowe bransoletki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz