Muszę poczynić pewne wyznanie. Chyba nie będę nigdy kobietą luksusową. Taką, wiecie, która ma zawsze idealny manicure i lubi jedwab i kaszmir. Wszelkie moje próby wmówienia sobie, że gdzieś we mnie jest stworzenie niezwykle eleganckie i nie parające się rzeczami przyziemnymi kończy się o tak, jak w słynnym z dziewiarskich cudów serialu Outlander- nie obejrzę się, a ciekawość, czy chęć sięgnięcia po proste przyjemności zwycięża nad elegancją:
Człowiek z lasu zawsze ze mnie wyjdzie ;)
To samo przekłada się na moje preferencje włóczkowe - im więcej tego "lasu", jakiejś opowieści, nawiązania do niekoniecznie zurbanizowanych części Europy, tym lepiej. Najlepiej jeszcze, to kiedy włókno ma jakieś cechy właściwe regionowi i dużo, dużo opowieści i folkloru dookoła siebie. To mnie zachwyciło swego czasu we włóczce Lopi, z której mam regularnie noszony sweterek (który niestety nie doczekał się publikacji). Tak samo Gotlandsk Pelsuld Filcolany- uwielbiam moją tuniczkę z niego, mimo, że czuję jego drapieżne kłaczki przez grubą bluzkę. Bo włóczka nie musi być mięciutka! Ma za to mieć charakter, ma zapachem i fakturą przenosić mnie w jakieś piękne miejsce!
Dostałam dziś paczkę z czymś, co mnie zachwyciło. Ok, że będzie aż puchło od tego "klimatu", od autentyczności i jakiejś takiej przeuroczej czułości względem swojego miejsca na ziemi, to przeczuwałam. Czytając regularnie bloga Katie Davies, tego się właśnie spodziewałam. I dostałam! Siedem motków, już w piątek będę miała przypisany do nich wzór (pierwszy z siedmiu)!!
Wybaczcie haniebnie słabe zdjęcia, człowiek z lasu we mnie pieje w uniesieniu i nie ma serca do czekania na światło.
Obiecuję, że jak tylko coś z nich wydziergam, pokażę to na lepszych fotkach. Teraz spadam, napawać się "szkockością" Outlandera i obwąchiwać sobie raz po raz moje moteczki. My, leśne ludy, lubujemy się w wąchaniu wełen!
A tym z Was, które również bawi cała ta etnograficzno-podróżnicza otoczka dziewiarstwa, bardzo polecam blog Katie. Uwaga, treści estetycznie powalające, również bezcenne miejsce po prostu do poczytania pięknego angielskiego, jestem ogromną fanką pióra autorki i jej kunsztu w posługiwaniu się językiem. I urocze to wszystko jest ;)
Piękna. Czekam na ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńCudne moteczki :-) Bardzo jestem ciekawa, co z nich wydziergasz...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Warszawa pozdrawia punkt 249 na mapie :) Rozumiem Cię w zupełności. Choć jedwabie i kaszmiry niezmiennie uwielbiam, ale szorstkość i rustykalność niektórych wełen też mnie pociąga. Lubię nitki z charakterem, historią i Buachaille od Kate zaspokaja tę potrzebę z naddatkiem.
OdpowiedzUsuńWłóczka piękna <3
OdpowiedzUsuńMoje lopi też cudne, ale niestety, nosić nie dam rady.
Liczę, że kiedyś w końcu stanę się gruboskórna i swój lopapeysa będzie towarzyszył mi codziennie.