Rollercoaster, czyli taka obłędna kolejka z wesołego miasteczka. Taka, że najpierw upiornie wysoko, potem pędem w dół, potem znów wspinamy się na szczyty... uniesień, bo w tym wypadku trasa kolejki jak żywo ilustruje wykres moich emocji związanych z tym swetrem.
Trasę mojej wycieczki kolejką można rozpisać na takie odcinki:
Najpierw było stromo w górę, w kierunku zachwytu. Znalazłam wzór i rozpłynęłam się w nad nim. Zobaczcie wykonania na Ravelry, te pierwsze. Wisiałam sobie radośnie na samym szczycie, wybrałam włóczki itd....po czym poleciałam w dół na twarz- w magicznym momencie klikania "buy this pattern" wyskoczył komunikat "this pattern is in icelandic". Kupiłam mimo to, próbowałam się wczytać. Bolało. Myśl, że ktoś mnie może zapytać, co to za wzór, a ja nie będę w stanie wymówić jego nazwy również bolała.
Google translate to cudowne narzędzie. Z jego pomocą zaczęłam znów piąć się do góry. Wiedząc to i owo o konstrukcji islandzkich swetrów powoli rozgryzałam magiczne słowa (te stojące koło liczb). I pięłam się z powrotem w stronę zachwytu. Dziergając karczek kochałam ten sweter z każdym rzędem coraz bardziej. Po czym go wyprałam. Znów twarzą w grunt. A mówiła mentorskim tonem Makunka, żeby zawsze dziergać próbki...sweter po rozłożeniu był OGROMNY! Rękawy sięgały mi 10 cm za końce palców. Przed praniem był idealny! To było w czerwcu. Od czerwca krążyłam sobie slalomikiem dookoła tworu, podchodząc jak kot do jeża. Jego dalszy los nie rysował się zbyt różowo. W międzyczasie całe wyzwanie z obcojęzycznym wzorem też straciło na aktualności, bo wzór został opublikowany po angielsku.
W październiku rozpoczęłam wielką akcję robienia "czegoś" ze swoim życiem. Zmieniłam pracę, przeprowadzam się do większego pokoju, wyciągam dziewiarkiego trupa z szafy... i skracam rękawy. Po czym w tym swetrze poszłam na niedzielny spacer po wrocławskim Parku Południowym z niezawodną mą fotografką Magdą i jej córką Mają, jeszcze nie dziergającą, ale świetnie rozumiejącą naszą szajbę. I pięknie było. I dziewczyny mi takie zdjęcia zrobiły, że z trudem wyselekcjonowałam te tutaj, poważnie mnie kusiło do opublikowania 40 obliczy siebie w swetrze. Ok, do etno islandzkiego swetra pasuje raczej śnieg... ale niech mi ktoś powie, że Magdowa wizja liści i swetra nie jest fantastyczna, ze skóry obedrę ;)
Co o nim myślę teraz rozumie się samo przez się.
Oraz część nieco mniej romantyczno- klimatyczna, ale za to z wspaniałą dokumentacją backstage ;)
Sweter świetny! Dobrze, że nie rzuciłaś w kąt, tylko poprawiłaś :)
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie, to drzewo, przy którym odbyła się sesja, to "moje" drzewo :) Mieszkałam niedaleko przez 30 lat mojego życia i Park Południowy odwiedzałam prawie codziennie, z psem, bez psa, z koleżanką, z dziećmi. A na gałęzi, na którą wlazłaś, ja właziłam jako nastolatka z książką i potrafiłam tam przesiedzieć kilka godzin :)
Mimo dość bogatej historii przeprowadzek po Wrocławiu nigdy nie mieszkałam na tyle blisko tego parku, żeby bywać tam często. W Szczytnickim trochę pomieszkiwałam ;)
UsuńAle gałąź, potwierdzam, nader wygodna i całkiem dostępna :)
To buk czerwony!!! [Fagus sylvatica] najpiękniejsze drzewo w całym parku, przez okrągły rok. Swetrem już się zachwycałam na fb. A co do reszty: A TO ĆI DOPIERO!!!
UsuńŚliczny sweterek.
OdpowiedzUsuńPIekny zakard w przeslicznych kolorach!
OdpowiedzUsuńTaaki sweter, taaka jesień:)
OdpowiedzUsuńRozpłynęłam się oglądając Twój sweterek i zdjęcia jesieni. Cudowny sweter, doskonale wykonany. Znakomita sesja zdjęciowa. Zachwycam się i podziwiam. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCudny sweterek :-) Jestem pełna podziwu dla Ciebie - mimo tylu przeciwności nie poddałaś się i dzięki temu możesz nosić to cudo.
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne :-) Wspaniale wyglądasz.
Pozdrawiam serdecznie.
Wygląda ślicznie i znając Twoje upodobania pewnie z żywej wełny :)
OdpowiedzUsuńZnam ból za dużego swetra, właśnie skończyłam korpus Schnee, zblokowałam i wyszła sukienka. Nie wiem czy płakać, rzucić w kąt czy zacisnąć zęby... Nie chce mi się ;(
Chwila odtrucia dobrze robi, nie mogę teraz wyleźć z tego swetra, jak już odczekałam swoje i naprawiłam :)
UsuńCudeńko. Zazdroszczę sweterka jak i umiejętności robienia na drutach. Nauczyłam się robić oczko prawe i lewe i chyba to już koniec moich umiejętności w tej materii :) Pozdrawiam jesiennie.
OdpowiedzUsuńzaglądam tu od czasu do czasu. a jakżeż! Bardzo cenię prawdziwe zamiłowanie i pasję. A u ciebie ewidentnie pasja rozwija się w kierunku prawdziwego piękna. Podziwiam i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję! Miło jest czytać słowa pochwały od kogoś nie dziergającego, z poza "grona włóczkomaniaczek".
UsuńI ja chętnie podczytuję od dziejach "Staruszki" :)