20:44

Trillera happy end

Trillera happy end
Słów mi brak, więc dziś prawie same zdjęcia. Ulga zapanowała, sweter działa!
Ale, prawdę mówiąc, śnieg spadł jak na życzenie- mogę po 2 miesiącach z tym swetrem schować go na trochę do szafy, by wypoczęta już stosownie się zachwycić ;)
Technicznie:
poszło ok 7 motków Cascade 220 Heathers - 4,5 bordo, 2,5 beżu.
Druty 5 mm.
Wzór "advanced" wcale nie taki straszliwy.












Zdjęć autorki są tym razem dwie: Magda & Magda Makunką zwana.
O szczegółach technicznych, o pokazanym na zdjęciu chowaniu pociętych końcówek itd, opowiem zaniedługo. Wybaczcie mnie (tą robótką) zmęczonej.

20:49

Triller dziewiarski

Triller dziewiarski
Wychodzi na to, że ostatnio u mnie same mrożące krew w żyłach dziewiarki posty. Najpierw był gość beztrosko smołujący łódź w żakardowym swetrze, a dziś... o tym, jak wydziergałam, a potem pocięłam.

Oczywiście, wiąże się z tym cała historia. Z moją etno fascynacją nie mogłam nie zauważyć, że swetry we wzory, oględnie mówiąc, amerykańskie, nie tylko wyglądają bosko, ale nawet są i modne. No dobra, tym się zwykle nie bardzo przejmowałam, ale jak już samo do mnie rękę wyciąga... zapragnęłam "dziergnąć" sobie o takie coś: 

Zdjęcie jest "tytułowym" dla wzoru Arrowhead Cardigan. Był taki pomysł, żeby to dziergać z polecanej przez Amanitę Peruvian Highland Wool, ale w końcu zdecydowałam się na, również "peruwiańskie" Cascade 220 Heathers. Włóczkę tę wielbię. Jest całkiem wełniana, ale nie bardzo gryząca, mięsista, o fajnej fakturze, na dodatek kolory są przepiękne. No i w użytkowaniu sprawuje się bardzo ładnie, sweterek z niej dziergany noszę już dwa lata i nic mu nie jest. 
Wszystko pięknie, wydziergałam korpus, pozachwycałam się. Tak to wyglądało przed i po wypraniu:



Następnym krokiem było... zabezpieczanie i rozcinanie tego szachownicowego pasa na środku i dziur na rękawy. Zabierając się do tego w przybliżeniu 12345678765432 razy dziennie powtarzałam sobie, że to jest sposób przemądrych Pań z Szetandów, a one się znają. A ja naczytałam się o nich ile tylko się dało. Mądre Panie miały absolutną rację, jeśli chodzi o dzierganie- lewe oczka na żakardowym wzorze bolą. Ich sposobem, robiąc wszystko na okrągło i prawymi oczkami, dzierganie było samą przyjemnością. 
Do rozcinania oczywiście potrzebowałam mojego niezawodnego wsparcia- Magdy. Nikt tak nie zrozumie, jakie to stresujące, tak rozciąć wydziergany już kawałek, jak życzliwa dziewiarka. Oczywiście, w wigilię wielkiego wydarzenia spanikowałam i zabezpieczyłam wstępnie miejsca cięcia szydełkiem.


Jak widać na zdjęciu, poryw ostrożności złapał mnie raczej późnym wieczorem ;)
A następnego dnia:
Magdowe łapki dzielnie przeszyły na maszynie po dwa rzędy upiornie drobnego ściegu po każdej ze stron cięcia (brawa dla łapek):  


 Oto i demonstracja, o jak drobnych ściegach tu mowa:


A potem...głęboki wdech, starannie wchłaniane wsparcie, skupienie jak rzadko... i tniemy! Groza.


Iiiiii....po raz kolejny okazało się, że mądrość ludowa nie zna granic-  to działa! Trzyma się i nie pruje!


Jak widać, ulga i radość niepomierne zapanowały ;)



Aż do poziomu "tańców z kocem"


Rękawy cięłam już na spokojnie



Opowieść ta oczywiście ma swój ciąg dalszy- w domu zszyłam ramiona i nabrałam oczka na rękaw. Znów się okazało, że strachy z pod łóżka są straszne tylko z początku- mam już jeden rękaw, robiąc go nie szczypałam się nadmiernie, skręcałam i wywijałam sweter we wszystkie strony, a on niezmiennie się trzyma!! Oczywiście, mam teraz ogromny power do dalszej pracy, więc gotowy sweter zobaczycie już niebawem.

13:20

Najważniejszy posiłek dnia

Najważniejszy posiłek dnia

Najważniejsze jedzonko w dniu to śniadanie, prawda? Otóż dzięki mojej najdroższej Magdzie dowiedziałam się nie tylko, że śniadanie jest ważne, ale również że można je celebrować. To znaczy, Magdowe porady żywieniowe zawsze były bezcenne i naprawdę wspaniale się czuję korzystając z nich, ale tym razem było to bardziej kulturowe odkrycie niż zdrowotne.
Kiedy parę tygodni temu zaproponowała, żebyśmy się spotkały na śniadaniu na mieście byłam święcie przekonana, że spędzimy czas jakiś szukając otwartej knajpy po czym zaoptujemy za jakąś piekarnią i ciepłą bułą. A tu niespodzianka- zostałam pewnym krokiem zaprowadzona do Charlotte. A tam tłum! Knajpa specjalizująca się w pieczywie, różnych ekologicznych do tego pieczywa dodatkach o 10 w sobotę pęka w szwach! Okazuje się, że jedzenia fajnych i wartościowych śniadań można nie tylko pilnować- można je też celebrować! A odkrywanie tego przy boskim omlecie ze "szczęśliwych jajek" i bardzo dobrej kawie było niepomiernie przyjemne. Fajne śniadanka w odpowiednim towarzystwie bardzo polecam ;)
Oczywiście, jak na spotkanie dziewiarek fanatycznych przystało, nie obeszło się bez obpstrykania nowego udziergu. Tym razem to Enchanted Mesa Westa, wzór w swej prostocie genialny. Włóczki to bogaty przekrój resztek i pojedynczych moteczków kupowanych na polepszenie nastroju, jest tu Jawoll Superwash, Triologie, Rancho Araucanii, Alpaca BCGarn. Czasem pojedynczą nitką, czasem podwójną, na drutach 3,5. 
Zdjęcia to wiadomo, za plener posłużyło nam okno Charlotte w pasażu Pokoyhoff we Wrocławiu. Gdzie bardzo polecam wybrać się na śniadanko.












19:00

Fair Isle i swetry z Szetlandów

Fair Isle i swetry z Szetlandów
Ten, długo zapowiadany, post jest kontynuacją poprzedniego, w którym opisałam troszkę dziewiarstwo z Fair Isle, oraz szeroko rozpisałam się nad moim niezadowoleniem z podejścia wielkich firm odzieżowych do wytworów tego rzemiosła. Tamtego posta znajdziecie tutaj.

Jak już pisałam, klimat północnej Szkocji i wysp Szetlandzkich bardzo sprzyja noszeniu swetrów. Jak opisują wszystkie moje źródła, ten region był też miejscem, gdzie powstawała większość dostępnych w handlu swetrów w XIX i XX wiecznej Wielkiej Brytanii. Hazel Tindall (pod postem umieszczę link do bloga, naprawdę wart jest uwagi), opisuje, że odkąd pamięta, wszystkie kobiety w jej otoczeniu robiły na drutach, niekoniecznie to lubiąc - zwyczajnie, to był sposób by niepracujące zawodowo kobiety dołożyły coś do wiecznie napiętego domowego budżetu. Wszyscy dziergali, więc zebranie modelek do zdjęcia takiego jak to: 


(pochodzące z Pinterest) nie nastręczało problemów - wszystkie panie po prostu miały ze sobą robótkę zawsze i wszędzie. Opisane przez Hazel bardzo wczesne wspomnienie ładnie opisuje, jak normalne było tam swego czasu dzierganie gdy tylko się da - w tym wspomnieniu wybiegła przed dom, aby sprawdzić czy babcia już wraca. Owszem, wracała - ponad 80-cio letnia kobieta, objuczona pakunkami, schodziła z kamienistego wzgórza robiąc równocześnie na drutach. 

Zapotrzebowanie na ręcznie wykonane dzianiny zmalało w latach 60-tych XX wieku, gdy popularnym "przyspieszaczem" pracy stała się maszyna dziewiarska. Wtedy produkcja podzieliła się na dwa etapy- na maszynach robiono korpus i rękawy swetra, aby gotowe przekazać dziewiarkom tradycyjnym, które robiły żakardowe karczki. 

Żakardowe karczki troszkę się kłócą z tym, co kojarzy nam się z Fair Isle. Wszystko to dlatego, że rzeczone Fair Isle to nieco inna historia. Swetry pochodzące z archipelagu i w północnej Szkocji mają żakardowy tylko karczek, są więc bardzo podobne do swetrów z Islandii i Skandynawii. Aktualnie mistrzynią w odświeżaniu tematu swetra szetlandzkiego, robionego bezszwowo, tak jak w epoce z przed wprowadzeniem maszyn do domów jest Katie Davies- książka "Jokes" zawiera genialne wzory na właśnie takie swetry. 


Ciekawostką, którą odnalazłam w innym ze wspomnień Hazel, jest fakt, iż w tym regionie nie ma jednogłośności w, jakże istotnej, kwestii tego, w której ręce powinno się trzymać włóczkę. Brytyjki, jak wiadomo, trzymają włóczkę w prawej ręce. A wyspiarki z wysp nieco mniejszych różnie. Na wyspie Northmavine trzymają raczej w lewej (podobno jakiś niemiecki rozbitek podzielił się tą umiejętnością w miłymi paniami, które dały mu schronienie), na pozostałych nieco częściej w prawej. Żakard robią całkiem jak się której widzi- a to obie nitki w lewej, a to obie w prawej, a to po nitce na dłoń. Moim zdaniem w ich warunkach po prostu nikt nie wnikał w detale - dziergaj jak Ci wygodnie, byle szybko. Tu dochodzimy do bardzo istotnej cechy wszystkich dzianin tego regionu. Wszystkie żakardy przerabiane są dwoma kolorami w rzędzie. Zmiany kolorów pomiędzy rzędami i motywami następują bardzo często, ale nigdy nie używa się więcej niż dwóch w rzędzie. 
Kolejnym regionalnym kuriozum jest pasek dziewiarski. Oto zdjęcie z bloga Hazel Tindall:


Pasek jest odpowiedzią na nurtujące pytanie "jakim cudem było in wygodnie dziergać na przedłużonych drutach pończoszniczych cały sweter?". Z paskiem, zdaje się, było całkiem wygodnie - wolny koniec druta na którym aktualnie pracuję blokuję sobie w dziurce paska, oczka mi nie uciekają, ciężki sweter opiera się częściowo na mojej talii co odciąża mi dłonie, mogę śmigać np. idąc za owcami. Nadal nie wydaje mi się, żeby pasek robił konkurencję dobrym drutom na żyłce, ale z każdym kolejnym tego typu odkryciem mój podziw dla wyspiarek rośnie ;) 

Znając już niuansy swetrów szetlandzkich, przejdźmy do naszych baranów po wstępnej obróbce- do samych swetrów z Fair Isle. To te żakardowe w całości. Oto współczesna (Ralpha Laurena) wersja takiego swetra:


Nie znalazłam jednej wersji opowieści o tym, dlaczego na tej jednej wyspie powstawały swetry tak bardzo odmienne od innych. Plotkarska wersja, przytaczana przez Priscillę Gibson-Roberts, sugeruje inspirację strojami hiszpańskich żołnierzy wyratowanych z morza w 1588 roku. 1588...wtedy Elżbieta I gromiła Armadę, więc różnych Hiszpanów w morzu zapewne była obfitość, jednak pozostawmy to między legendami. Lada moment wypłynie (nomen omen) tu wniosek, że na takich wyspach to jednak życie jest niepomiernie ekscytujące - co chwilę jakiś nieznajomy z dalekich stron daje się w wody wyłowić. Prawie jak u Jane Austen czy innych sióstr Bronte, tajemniczy przybysz ;)
Na Fair Isle dzierga się żakard na całej powierzchni, często również na ściągaczu (prawe oczka przerabiane są innym kolorem niż lewe). Wzory układają się pasami różnej grubości, poszczególne motywy mają również różną liczbę oczek. Zazwyczaj liczba oczek w okrążeniu daje się podzielić przez liczby oczek w motywach. Jeśli nie, wszelkie nierówności wzoru są chowane w miejscu bocznych szwów. W miejscu, ponieważ takie swetry robi się w całości na okrągło. Nawet jeśli Wasze doświadczenia z żakardem ograniczają się do najmniejszej próbki, wiecie zapewne, że przerabianie lewych oczek w tej technice jest bardzo niewygodne, dodatkowo upilnowanie wzoru robi się trudniejsze, jeśli trzeba zaglądać na drugą stronę by sprawdzić poprawność. A Panie z Szetlandów nie miały czasu na utrudnienia, kiedy każdy gotowy sweter był poprawą domowych finansów. Pomysły, jak to zrobić, żeby było szybko, ładnie i praktycznie na dodatek, miały wprost genialne. 

Przechodząc do konstrukcji takiego swetra musimy przypomnieć sobie, że to nie były wyjściowe ciuchy. To miały być ciepłe i odporne wilgoć robocze bluzy dla panów wykonujących naprawdę ciężkie zadania - dla rybaków, górników i marynarzy. Mam nawet piękne zdjęcie ilustrujące "roboczość" swetra, ale zanim je pokażę, muszę ostrzec - wszystkie bardzo wrażliwe, czy obdarzone słabymi nerwami osoby proszę o to, by nie patrzyły. Niech jakaś zacna dusza przewinie Wam posta do bezpieczniejszej części. 
Oto i pan przy pracy w klasycznym swetrze z Fair Isle:


Taaaak, ten pan coś tam sobie SMOŁUJE mając na sobie taki sweter. Dziś zbrodnia, wtedy norma. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Szetlandzkiego. 
Dlaczego pokazałam Wam ten horror? Fakt, że swetry uważano wtedy za odzież roboczą miał trochę wpływu na ich konstrukcję. Najczęściej stosowano dwa rodzaje kroju, oba szybkie w wykonaniu i wygodne przy dużej ilości ruchu.



Rysunki pochodzą z książki P. Gibson-Roberts. Pierwszy typ jest raczej swetrem szybko robionym- otwory na rękawy i wycięcie dekoltu tworzone są przez rozcięcie panelu oczek umieszczonego w miejscu planowanego rozcięcia, co umożliwiło zrobienie swetra w całości na okrągło. Lekkie wcięcie pod pachami zostało osiągnięte przez podwinięcie oczek dookoła rozcięcia pod spód, co umożliwiło nabranie oczek na rękawy. Doczytałam się, iż to podwijanie pod spód rozciętych oczek skutkowało również tym, że końce włóczki ładnie się ze sobą filcowały i dzięki temu nic się nie pruło. 



Drug typ kroju jest jeszcze sprytniejszy. Tnie się go tylko przy rękawach, których nasadę wyposażono w dodatkowy klin (zazwyczaj przerabiany w szachownicę 1 oczko x 1 oczko) dający dodatkową przestrzeń pod pachą. Dzięki tej dodatkowej części dzieje się rzecz bardzo istotna przy fizycznej pracy- sweter, mimo, że jest luźny i ma stosunkowo nisko nasadę rękawa nie podjeżdża do góry kiedy się podniesie ręce. Zdaje się, że przy pracy kilofem czy przy sieciach było to istotną zaletą ;)

To cięcie prawie gotowego swetra jest niepokojąco - ekscytujące. Czytam o tym ostatnio sporo, mając na drutach projekt, który prędzej czy później będę musiała rozciąć. 
Moje impresje o cięciu za czas jakiś ;)

A ten tekst powstał z pomocą:
oraz książki Knitting in the Old Way Priscilli Gibson- Roberts

20:25

Sowy

Sowy
Ten sweter jest jednym z rekordowych- większość "nudnych części" wydziergałam na jarmarku Ręki-dzieła Fest. A dziergało się go z ogromną przyjemnością. Primo, na ten wzór czaiłam się już dość długo, secundo- jest bosko jasno i klarownie rozpisany. To, że Katie Davies wie co robi nie jest niczym nowym ani ogólnie w światku dziewiarskim, ani dla nikogo, kto miał możliwość o tym światku pogadać ze mną dłużej niż 10 min. Mam do niej słabość, nie ukryję tego.
Dropsowy Nepal okazał się całkiem wdzięcznym materiałem, 2 motki trafiły mi się suplaste, ale ogólnie jak na tę półkę cenową nie mam co marudzić. Same słodkości ;). 
Na osłodę jeszcze udało mi się z najdroższą Magdą umówić na robienie zdjęć. Wszystko byłoby niezwykle piękne gdyby nie... miałyśmy plan. Zdjęciowy taki, tzn. plener, wybrany już od jakiegoś czasu. Sowy stosownie mi się kojarzą, więc koniecznie planowałam fotografować siebie w sowach w ogródku klubu Od Zmierzchu do Świtu we Wrocławiu. Ogródek jest częścią neogotyckiego budynku dawnej giełdy. Zamki, sowy, gotyk... bosko. Kiedy w Nowy Rok obudziłam się i zobaczyłam śnieg, oszalałam- żeby on się tylko utrzymał! Utrzymał się. I śnieg i mróz się utrzymał. A jakże, -13 to śnieg leży. Kto zagląda tu regularnie, wie, że śnieg mi nie straszny, swetry uważam za odzież na mróz odpowiednią i ogólnie zimę lubię, ale chyba nie aż tak. Piękny rumieniec żywcem wyjęty z nieśmiertelnej Pyzy na polskich dróżkach jakoś nie licuje z gotyckością wymarzonego planu zdjęciowego. A takim właśnie rumieńcem okrywam się natychmiastowo po wyjściu na aż taki mróz. Musiałyśmy więc pójść innym tropem- sowy, książki, retro. Położona niedaleko rockowego "Zmierzchu", trochę bardziej retro Mleczarnia posłużyła za plan idealny w warunkach mrozu nie byle jakiego.

Technicznie:
wzór: Owls Katie Davies
włóczka: Nepal Drops, 8 i troszkę motka
druty: 5 i 5,5 mm
fotograf: niezastąpiona Magda







Przyglądając się teraz zdjęciom widzę, że upodobniłam pupilki do właścicielki- przyszywając guziczki obdarzyłam sowy różniastymi wadami wzroku. Wychodzi, że tak mi w duszy grało.

22:59

Się dzieje!

Się dzieje!
Od niechcenia weszłam dziś na Ravelry... a tam niespodzianka! Zostałam poproszona przez twórców o udostępnienie zdjęć swojego wykonania na stronie wzoru! Od dziś można mnie oglądać podpatrując wzór na Twisted Sweater the Cranky Knitter!


O, taką mnie.

Zdjęcie swego czasu wykonał Admin e-dziewiarki.
Musiałam się pochwalić, bardzo się "kopnięta zaszczytem" poczułam :)
A poza tym:
Się dzieje. Tylko fotografować się nie chce. Jestem właśnie w trakcie dziergania dużego projektu, dwa gotowe sweterki mam nawet już wyprane...tylko zdjęć nie ma! Wszyscy moi najdrożsi fotografowie i fotografki jacyś zalatani, nie ma jak. A pięknościowe rzeczy czekają na fotki.
Pracuję ponadto nad materiałami o etno swetrach, obiecuję, jakiś większy tekst o rzeczonym Fair Isle pojawi się niebawem. Robi się.
Obiecuję, niebawem już "coś" będzie, czy to więcej danych o etno żakardach, czy to któryś ze sweterków. Obiecuję ;)

22:38

Fair Isle- co to znaczy? Dygresja o swetrach tradycyjnych

Fair Isle- co to znaczy? Dygresja o swetrach tradycyjnych
Parę dni temu zostałam mocno zadziwiona newsem na temat aktualnej kolekcji Chanell. Podobno pracownicy domu mody wybrali się na Fair Isle w poszukiwaniu inspiracji. Tak się zainspirowali, że dziewiarki z Szetlandów rozpoznały swoje wzory w kolekcji podpisanej nazwiskiem Lagerfelda. Nieładnie.
Na dodatek wyszło jeszcze na jaw, że tradycyjne dzianiny z Szetlandów nie są zarejestrowane jako produkt regionalny, nie są chronione tak jak chociażby nasze oscypki. Więc Chanell obraziło same dziewiarki, a nie prawem chronione lokalne dobro. Coś Wam pokażę. O, to:


Wiecie co jest pod tym balonikiem z mapy Google (posłużyłam się zdjęciem satelitarnym Google Earth)? To właśnie Fair Isle, jedna z bardziej oddalonych wysp archipelagu Szetlandów. Taka mała, że czubek balonika ją zakrywa. Pewnie, jak sama nazwa wskazuje, jest to piękna wyspa, chociaż z jej położenia wnioskuję, że jest to raczej surowe piękno. Klimat tam zapewne taki, że moda na swetry nie przemija nawet w lipcu. Poważnie pisząc, obdzieranie tego kamyczka na morzu z jego unikatowości i cudowności jest zbrodnią. Tam powstały swetry, którymi zachwycają się klientki Chanell, one są tym, co ten kamyczek czyni wyjątkowym. To temu kamyczkowi i dzielnym dziewiarkom na nim żyjącym należą się zachwyty. Fakt, panowie z kolekcji Lagerfelda wyglądają wspaniale. 

Zdjęcie pochodzi ze strony  brytyjskiego magazynu Express

Jako zagorzała fanka tradycyjnych wyrobów rzemieślniczych nabyłam swego czasu trochę różnej literatury o tradycyjnym dziewiarstwie. To, co będę opisywała, zaczerpnęłam z "Knitting in the Old Way" Priscilli Gibson-Roberts. Książkę bardzo polecam, i podziergać się da z niej, i poczytać o dzierganiu też. Na temat dzianin z basenu Morza Północnego autorka wypowiada się bardzo obszernie, wiele uwagi poświęcając żakardom. Ciekawe, iż w angielskim nazewnictwie określenie "Fair Isle", lub z błędnym zapisem "Far Isle" (która to nazwa dla samej wyspy wydaje się równie trafna, tam wszędzie daleko i przez morze) przylgnęła do wszystkich dzianin żakardowych zamiast dużo bardziej uniwersalnego "stranded". Cóż, żakardy z Fair Isle są "stranded" że aż strach.
Dlaczego akurat w tym regionie tak chętnie dziergano żakardy z owczej wełny? Owiec tam dostatek, więc materiał pozornie nie dziwi. Charakterystycznie, im bardziej surowy klimat, tym owce mają fajniejsze runo. Ale wełna ma jeszcze jedną zaletę poza dostępnością. Może wchłonąć wodę w równowartości do 30% swojej wagi i nie być nieprzyjemnie mokra dla noszącego. Do 50% nie przestaje grzać. Była więc cudownym materiałem do produkcji odzieży dla pracujących mężczyzn- rybaków i górników. Te tradycyjne dzianiny były często podfilcowywane dla lepszej ochrony przed wiatrem. Dziergano je tak ściśle, że zdawały się same stać. No i dziergano żakardy, przede wszystkim po to, aby wyrób był grubszy mając podwójną warstwę włóczki. Bardzo często dziergano jednym kolorem, zmieniając pasmo co oczko, w niewidzialną szachownicę. Teraz wydaje się to nam koszmarnym utrudnianiem sobie pracy, ale w XVIII i XIX wieku było to uważane za wspaniałą metodę.
Wiecie, że dzierganie na okrągło było pierwsze? Było. Co prawda używano do tego zestawu bardzo długich drutów pończoszniczych, ale sama technika była bardzo bliska temu, co tak lubimy dziś. Zaczynam lubić te dawne dziewiarki- praktyczność i konieczność szybkiej produkcji swetrów nie przeszkadzała im ze skromnych materiałów dziergać cuda. 





Po paru godzinach przerwy przeczytałam to, co miało być szybkim opisem dzianin z Fair Isle. Rozrosła mi się dygresja, ale uważam temat dzianin tradycyjnych za tak niezwykły, że chyba zdecyduję się opisać więcej. Techniki stosowane po to, aby do oporu dziergać na okrągło, a potem rozciąć są fascynujące. Każdy z typów swetrów kusi, aby władować go na druty. Obiecuję, następny post już na pewno będzie z charakterystyką tego jednego typu. A potem się zobaczy ;)

Na koniec Pan Rybak, który nie uważał, że można mieć na sobie za dużo wzorków ;) (via Pinterest, zdjęcie podobno pochodzi ze zbiorów Shetland Museum) 


Jasne, raczej nie zostanie kolejnym modelem Chanell. Jest piękny.
Copyright © 2016 2 prawe ręce i co z nimi dalej , Blogger